rozmowa
Bezpieka w innym wydaniu
we Wrocławiu,
ppłk dr Ryszardem Nowakowskim
rozmawia Wiesław Gałązka
— Zdejmowanie odium otaczającego milicję i SB rozpoczęło się od zmiany nazw i selekcji kadr. Z opinii niektórych środowisk wnioskuję, że we Wrocławiu operacja ta bardziej skupiała się na zmianie liternictwa. Jak pan się czuje jako nowy szef Urzędu? Podobno przywieziono pana w teczce? Do tej przenośni bardziej pasuje wojskowy chlebak.
— Zostały powołane komisje kwalifikacyjne. Ich skład jest znany. Były one najbardziej reprezentatywne, jak można sobie to wyobrazić. We Wrocławiu mieliśmy 2 posłów, senatora, przedstawiciela społeczeństwa a właściwie „Solidarności”, przedstawiciela związków zawodowych, był komendant wojewódzki policji i ja. Prace komisji postępowały dość zgodnie, powiedziałbym jednogłośnie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jakie nie byłyby werdykty, zawsze przez kogoś mogły być one uznane za niesprawiedliwe. Weryfikowaliśmy, rozpatrując ewentualną szkodliwość społeczną dotychczasowej działalności funkcjonariuszy, ich stosunek do ludzi i ewentualną przydatność do pracy w UOP. Należy pamiętać, że weryfikacja pozytywna nie oznaczała automatycznego zatrudnienia w Urzędzie. Tu już decydowałem ja.
Jeżeli chodzi o mnie, to propozycję objęcia stanowiska szefa UOP we Wrocławiu otrzymałem od ministra Kozłowskiego zanim jeszcze stanął on na czele resortu. Przypuszczam, że minister uwzględniając moje kwalifikacje zawodowe i moralne chciał, by delegaturą wrocławską kierował profesjonalista mogący zmienić styl pracy. Osobiście uważam, że jestem w stanie to zagwarantować.
— Według ministra Kozłowskiego redukcja w resorcie była tak gwałtowna, że np. w wywiadzie połowa miejsc jest nie obsadzona. Czy prawdą jest, że z 400 weryfikowanych funkcjonariuszy SB odeszło we Wrocławiu tylko 37, a więc niecałe 10 proc.? A ilu nie stanęło w ogóle do weryfikacji?
— Z tego, co wiem, weryfikacji nie poddało się 4 pracowników SB. Funkcjonariuszy niektórych działów technicznych również nie weryfikowano, lecz ich kierownictwo stanęło przed komisją. Ogółem oceniła ona 431 osób. Z tego 227 negatywnie, 204 pozytywnie. Od decyzji odwołało się 201. Komisja centralna zaleciła, by rozpatrzyć ponownie 161 funkcjonariuszy, dając im niejako wotum zaufania. Nie zgodziliśmy się na to, uważając, że w takim przypadku powinna ona sama rozstrzygnąć problem. Jeżeli więc jej decyzja zostanie podtrzymana, to faktycznie odrzuconych będzie ok. 50-60 osób.
Spośród tych ewentualnie pozytywnie zweryfikowanych 161 funkcjonariuszy, większość ma nadzieję na zatrudnienie w Urzędzie. U mnie nie mają żadnych szans, gdyż nie dysponują niezbędnymi, z mojego punktu widzenia kwalifikacjami. Wielu znajdzie zatrudnienie w policji. Oficjalnie 57 z nich ma poparcie związków zawodowych i z dnia na dzień ta liczba wzrasta.
Zaznaczę tu, że komisja nie była w stanie uchwycić wszystkich danych. Sprawdzaliśmy, gdzie kto pracował, na jakim stanowisku, czym się zajmował. Posiadaliśmy konkretne informacje. Z początku przecież całe społeczeństwo było przeciw SB. Później, w trakcie działania komisji, okazywało się, że nawet ci, którzy internowali, byli aktywni w zakładach pracy, zwalczali opozycję i w ten czy inny sposób szkodzili ludziom, nagle mają jakieś poparcie społeczne. Listy polecające od „Solidarności”, księży, związków zawodowych itp. Dziś prawda zaczyna się rozmywać.
— Jaki procent pozostałych po weryfikacji pańskich pracowników jest po naukach w ZSRR?
Minister Kozłowski twierdzi, że nie widzi możliwości współpracy z takimi osobami.
— Mam jednego pracownika, który przeszedł w 1982 roku pięciomiesięczny kurs w Moskwie i jednego po dwóch miesiącach nauki w Leningradzie. Posiadają oni określoną wiedzę dotyczącą środków i technik prowadzenia określonych działań. Rozpatrując wszystkie za i przeciw, uznałem, że takich ekspertów u siebie w urzędzie mieć muszę.
— Czy nie obawia się pan, że nie zweryfikowani funkcjonariusze SB i MO mogą zasilić przestępczość zorganizowaną lub wspomóc agentury? Pomijając stronę etyczno-moralną, są pewnie wśród nich fachowcy, bo odeszli chyba najaktywniejsi w utrudnianiu życia wczorajszym opozycjonistom. Czy oznacza to, że pozostali ci, którzy mieli gorsze efekty pracy?
— Zaraz zaraz. Nie chodzi o to, kto wyleciał, lecz kto został przyjęty do UOP. Tworząc nową strukturę zatrudnienia w delegaturze, oparłem się głównie na pracownikach kontrwywiadu. Byli oni weryfikowani przez komisję. Zatrudniłem z nich około 30 proc. starając się wybrać najlepszych fachowców. Jeżeli popełniłem jakąś pomyłkę kadrową, to jest ona najłatwiejsza do wychwycenia. Nie sądzę, żeby którykolwiek z nie zweryfikowanych pracowników dawnej SB myślało[1] o rozwązywaniu[2] swoich problemów życiowych drogą wejścia w kolizję z prawem. Obecny zakres zainteresowań UOP, a więc: wywiad, kontrwywiad, walka z terroryzmem, przestępczością narkomanii oraz ochrona tajemnicy służbowej, nie może być utożsamiany z dawną działalnością SB. Stąd osoby te nie stanowią zagrożenia dla naszej pracy. Gdyby takie przypadki miały miejsce, zainteresujemy się nimi.
— Czy także w podległym panu urzędzie prowadzone jest prokuratorskie śledztwo w sprawie inwigilacji obecnych posłów wywodzących się z opozycji?
— Nie.
— Janusz Korwin-Mikke ocenia, że 2/3 pracowników organów ścigania są skorumpowane. Czy weryfikacja kadr MSW dotyczyła także nieuczciwości funkcjonariuszy?
— Był to jeden z problemów rozpatrywanych przez komisje weryfikacyjne. W tym zakresie nikomu nic nie zarzucono. Wykryte wcześniej przypadki nieuczciwości zostały objęte śledztwem i naturalnie z góry wykluczało to nawet możliwość stawiania przed komisją.
— Lenin powiedział, że państwo, w którym policjant zarabia więcej od nauczyciela, jest państwem policyjnym. Obecnie wypada wierzyć, że i u nas poprawią się uposażenia pedagogów, ciągle jeszcze mniejszych od pensji posterunkowych. A jakie są zarobki pańskich podwładnych?
— Podam ostatnią średnią z sierpnia: 1 350 tys. zł. Proszę samemu ocenić, czy to dużo, czy mało w stosunku do charakteru pracy. Podkreślę, że prawie każdy funkcjonariusz w UOP ma wyższe wykształcenie cywilne, a wielu do tego wyższe resotrowe[3]. Poza tym większość etatów oficerskich podnosi ogólną średnią zarobków w delegaturze.
— Obecnie macie zajmować się także antyterroryzmem. Czy posiadacie własne wyspecjalizowane grupy na podobieństwo zachodnioniemieckiej GSG-9?
— Przypisane nam zwalczanie terroryzmu polega głównie na działalności rozpoznawczej i informacyjnej. Określamy źródła zagrożenia, natomiast fizyczną ich likwidacją zajmować się będą grupy specjalne policji. Jak będą one ustawione — okaże się w przyszłości.
— Czy istnieją jakieś konflikty pomiędzy UOP i policją?
— Praktycznie rzecz biorąc, w tej chwili jesteśmy jakby na garnuszku policji, gdyż fundusz MSW był przeznaczony w tym roku przede wszystkim dla niej. Było wprawdzie powiedziane, że majątek SB przejmie UOP, a tylko nadwyżki przekaże policji, ale to jest teoria. Wiem, że w niektórych miastach komendanci policji przejęli całkowicie ten majątek i urzędy muszą powoli go wyszarpywać. Sądzę, że takie konflikty od stycznia zanikną, gdyż UOP będzie miał własny fundusz. We Wrocławiu ta współpraca układa mi się bardzo dobrze, choć to właśnie od policji zależy wiele w sprawach np. remontu naszej siedziby. Obecnie nie można sobie pozwolić na całkowite rozłączenie tych instytucji. Zabezpieczenie techniczne będzie na razie wspólne. Żądanie od władz miejskich np. osobnych garaży dla naszych samochodów, przysporzyłyby im kłopotów i podwajało koszty. Tak więc opinie dotyczące naszego priorytetu są przejaskrawione. W niczym nie jesteśmy lepsi od policji.
— Nigdzie na świecie obywatele nie ufają swym tajnym służbom, gdyż ze względu na charakter pracy sprzeciwiają się one społecznej kontroli. I zawsze mają coś do ukrycia. Nie proszę więc, by przekonywał mnie pan, że teraz już uzyskacie uznanie społeczne.
— Opinia społeczna, że UOP to „bezpieka” w innym wydaniu, oparta jest na tym, że znaczna część funkcjonariuszy dawnej SB została u nas zatrudniona. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że wykształcenie pracownika naszych służb wymaga 2-3 lat. Nie możemy na ten okres zawiesić działalności i powiedzieć np. obcym agentom: „Panowie, poczekajcie, zanim się nie urządzimy”. Nam są potrzebni zawodowcy. Dążyłem do tego, by wśród tych ludzi, z których mogłem wybierać — wybrać najlepszych.
Różne instytucje społeczne chciałyby mieć kontrolę nad nami. To, że jesteśmy suwerenni to nie moja decyzja, ale uważam, że tak powinno być. Tego typu służba musi być niezależna od różnych układów. Jesteśmy apolityczni. Nasi pracownicy nie mogą należeć do żadnej partii i nie mogą u nas działać związki zawodowe.
Obecnie nie ma problemu ze zdobywaniem informacji, tylko z ich nadmiarem i analizą. Wnioski i ich wykorzystanie należą do centrali. Występując oficjalnie mamy funkcję informacyjną. O użyciu przez nas środków technicznych, jeżeli jest taka potrzeba, decyduje Prokurator Generalny.
Oczywiście, zawsze będą istnieć poglądy, że takie służby jak nasza działają na pograniczu prawa. Nie można jednak zakładać, że funkcjonariusze UOP wyalienują się ze społeczeństwa i będą superodporni psychicznie na to, jaka będzie na nich ciążyć opinia.