KLUCZ DO LEGNICY
Najpierw była uroczysta msza, potem eks - przewodniczący własnoręcznie odkręcił szyld znad wejścia do siedziby legnickiego Komitetu Obywatelskiego. 1 września coś się po prostu skończyło, albo - jak to się zwykło mawiać przy takich okazjach - wypełniła się dziejowa misja tegoż Komitetu.
Wybory do Sejmu - zwycięstwo, wybory samorządowe - zwycięstwo. Tak jakby zniknął cel, dla którego powołano KO.
Podział "S" na Porozumienie Centrum i ROAD nie ominął Legnicy, zabrano tedy parasol ochronny z chorągiewką zarówno jednym jak i drugim, co było o tyle bezbolesne, że w KO wszyscy pracowali społecznie, nikt więc z powodu jego likwidacji nie po-maszerował wprost po zasiłek dla bezrobotnych.
Opozycja nie wnika w wewnętrzne sprawy byłego już komitetu. Dla opozycji istotny jest fakt rozprowadzenia działaczy po stołkach.
- Ludzie z komitetu opanowali miasto - twierdzi Dariusz Grześkowiak, kierownik Rejonu Działania Legnica Konfederacji Polski Niepodległej. - Rada Miasta jest ich, mają w ręku kluczowe stanowiska. Zupełnie nie liczą się z innymi ugrupowaniami.
Tadeusz Pokrywka subiekt, jak sam o sobie mówi, który z grupką innych działaczy podziemia zakładał 7 kwietnia 1989r. KO został prezydentem Legnicy, Adam Jaworski, radca prawny - dyrektorem ds. Obywatelskich Urzędu Wojewódzkiego, Andrzej Potycz, były sędzia Sądu Wojewódzkiego - delegatem pełnomocnika rządu ds. reformy samorządowej, Jerzy Święcicki, rewident Spółdzielni Ogrodniczo - Pszczelarskiej - sekretarzem Urzędu Miasta, Marek Kozłowski, projektant z "Agloprojektu"- dyrektorem tej firmy i przewodniczącym Rady Miejskiej, Franciszek Grzywacz, wiceprezes spółki "Lusel" - redaktorem naczelnym "Tygodnika Obywatelskiego", Mirosław Skoczek, nauczyciel - dyrektorem Urzędu Wojewódzkiego, Wiesław Sagan, szef komisji zakładowej "S" w PPTiT - kierownikiem Urzędu Rejonowego, Stanisław Kot, nauczyciel - wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej i członkiem sejmiku wojewódzkiego, Alicja Kopestyńska, nauczycielka - kurato-rem Oświaty i Wychowania, Franciszek Ratajczak, ślusarz z "Legmetu" - kierownikieBiura Organizacyjnego w tym zakładzie, Wojciech Gryglaszewski, suwnicowy z Huty Miedzi "Legnica" - szefem "S" tamże, Stanisław Pawlak, rzemieślnik - burmistrzem Chojnowa, Tadeusz Święcik, rolnik - wójtem w Wądrożu Wielkim, nie mówiąc już o Stanisławie Obertańcu, techniku dentystycznym, który jest senatorem.
Gdyby przewodniczący Zarządu Miejskiego PSL, Sowiński był złośliwy, to zakończenie działalności komitetu skomentowałby następująco: dopóty był, dopóki się działacze nie załapali na posadki. Przewodniczący jednak złośliwy nie jest i uważa, że komitet odegrał kapitalną rolę w obaleniu systemu komunistycznego. A to, że zwycięska siła obsadza swymi ludźmi różne stanowiska jest zrozumiałe, choć tak nawiasem mówiąc to kluczem miały być odtąd kwalifikacje a nie zasługi.
- KO rządzi w Legnicy sam i tylko on ponosi odpowiedzialność za to co robi - przypomina odwieczną prawdę szef legnickiego PSL.
Sęk w tym tylko, że niezbyt widać wymierne efekty poczynań władzy, dorzuca Sowiński, a nawet jeśli ona coś robi, to brak zupełnie informacji o jej działaniach. Dużo mówiono o odpadach ołowionośnych składowanych obok ujęć wody pitnej - ale tylko do wyborów. Zagospodarowanie budynków po Rosjanach to też najwyraźniej tajemnica, to samo z odpłatnością za pobyt wojsk radzieckich na terenie Legnicy. A gdy dochodzi do dialogu, jak na przykład z kupcami w sprawie czynszów, to ogranicza się to do monologu zarządu miasta kończonego niezmiennie nie pozostawiającymi cienia wątpliwości konkluzjami, że tak ma być i koniec.
Przerwa w zorganizowanej obywatelskości trwała w Legnicy zaledwie tydzień. 7 września z inicjatywy Zarządu Miejskiego PSL (odbyło się zebranie, na którym wspólnie z SD i KPN powołano do życia Forum Obywatelskie - platformę dyskusyjną dla partii politycznych i innych organizacji nie mieszczących się wcześniej w formule Komitetu Obywatelskiego.
- Baliśmy się żeby nam taki partyjny obkom nie wyszedł. W FO nie ma żadnych szefów, żadnej czapy czy pokrywki - puszcza oko Dariusz Grześkowiak z KPN - Chcemy wymieniać poglądy i, jeśli się w czymś zgadzamy, wydawać wspólne komunikaty. Fakt, że trzy silne partie w Legnicy przeszły de facto do opozycji nie oznacza zamachu na prezydenta Pokrywkę, jak to się głośno tu mówi. Do momentu powstania forum cicho było o zamiarach i działaniach legnickich władz a teraz - proszę bardzo, w radio, w prasie ciągle się słyszy, że zarząd miasta to, że zarząd tamto. Czy to nie pozytywny efekt istnienia patrzącego władzy na ręce forum?
- Powołaliśmy to forum, mówiąc górnolotnie, kierowani troską o stan miasta - przewodniczący Sowiński aż sam się pod nosem uśmiecha z tej swojej górnolotności.
To luźne, dyskusyjne ciało już na zebraniu założycielskim podjęło bowiem decyzję o zgłoszeniu na najbliższej sesji rady votum nieufności dla zarządu miasta za jego poczynania wobec kupców i rzemieślników. Najbliższe, drugie spotkanie obywatelskiego forum skoncentruje się na doprowadzeniu do referendum w Legnicy. Uchwałę rady o jego nieprzeprowadzaniu skupieni w FO uważają za bezprawną - zebrano przecież wymagane 10 proc. podpisów.
- Dyskusja nie wyklucza wszak form praktycznych - twierdzi przewodniczący PSL Sowiński.
Nie, nie, dorzuca, aż takiej siły nie mają, by narzucić własny zarząd, gdyby referendum przebiegło po ich myśli.
A w piersiach szefa KPN aż dudniło od zarzekania się, że FO to tylko wymiana poglądów plus komunikaty.
- Czy KO to klucz do władzy i odskocznia na stołki... - zastanawia się prezydent Pokrywka. - Być może ludzie machinalnie przenoszą czterdziestoletnie doświadczenia z KW na KO. Tylko kto przy zakładaniu komitetów obywatelskich mógł przewidzieć jak taki rozwój wydarzeń jaki nastąpił? Nomenklatura? Czy nomenklaturę się wybiera? Bo prezydent, burmistrz, wójt, senator, szefowie "S", przewodniczący Rady Miejskiej nie zostali mianowani, tak samo kurator i dyrektor Agloprojektu - wygrali konkursy na te stanowiska. Stało się tak, że ciężar władzy wzięli na siebie najaktywniejsi wówczas ludzie. Jeśli ktoś ma do nich dziś zarzuty - dziwnie, nawiasem mówiąc, brzmiące bo te nasze rządy nie za długie i w kasie się nie przelewa to przecież dziś już nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy mógł stworzyć sobie taki klucz.
W Legnicy już nawet szuka się odpowiedniej dziurki, po co tylko ta konspiracja?
„Tajne specjalnego znaczenia”
Dokończenie ze s. 1
także nie pracujący już w policji, pokazał na swój paznokieć, stwierdzając:
- Tyle brakowało do wprowadzenia stanu wojennego w 1988 roku. Mieliśmy zaplanowane współdzia-łanie z wojskiem, wyznaczone były patrole ROMO. Problem polegał na tym, że robotnicy z zakładów pracy nie bardzo chcieli się już wtedy zgadzać na tę robotę i było dużo przypadków odmowy.
Listy internowanych, sporządzone przez RUSW, były dwa lata temu czymś zupełnie nowym. Kiedy w 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny, na przywódców „Solidarności” przeprowadzono łapankę, która była w dodatku źle przygotowana i źle zrealizowana, nie wszystkich udało się „wyłapać”, były kłopoty ze zlokalizowaniem wielu aktywnych działaczy opozy-cji. W 1988 roku w kręgu zainteresowań milicji i SB znaleźli się nie tylko przywódcy, nie tylko głośne nazwiska, ale i bardziej popularni szeregowi (że użyję tego niefortunnego określenia) działacze opozycji. Na podstawie sporządzonych list można było o wyznaczonej godzinie przybyć w określone miejsca, bez pudła lokalizując osoby przewidziane do internowania. W „pionie kryminalnym” dowództwo WUSW w Jeleniej Górze zobligowało poszczególne urzędy w terenie do wytypowania po pięciu ludzi w celu internowania, a rozmowy ostrzegawcze należało przeprowadzić z liczbą ok. dziesięciu. Natomiast w „pionie politycznym” przewidziano (w ramach poszczególnych RUSW) po kilkadziesiąt osób do internowania i po kilkadziesiąt - do przeprowadzenia z nimi rozmów ostrzegawczych. W skali samego woj. jeleniogórskiego byłoby to kilkaset osób, a trzeba pamię-tać, że nie jest to województwo słynące z aktywnych działań opozycji (w roku 1981 zyskało miano „czerwonej kotliny”, jako że działaczy opozycji można policzyć na palcach jednej ręki). Można się domyślać, że przygotowania te poczyniono w całym kraju, ale nie można się domyślić, ilu ludzi miało być wówczas ewentualnie internowanych. Decyzje zapadały bowiem na szczeblu lokalnym, w przeciwieństwie do roku 1981. Listy te sporządzono w Jeleniogórskiem na polecenie WUSW, po czym zostały one przesłane do WUSW i przez ten urząd zatwierdzone - i wróciły do urzędów rejonowych z sygnaturą „15 L.dz. - 00...188”
Czemu miały służyć?
Pytanie jest tym bardziej zasadne, że dwa zera na początku liczby oznaczają, iż akta są „TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA”, zaś teczki, w których te akta się znajdowały, oznaczone zostały symbolem „PZ”, co znaczy: „POWAŻNE ZAGROŻENIE”.
Tymczasem insp. Ferdynand Bu-zderewicz stwierdza w rozmowie ze mną, że nie istnieją żadne takie wykazy, nie były sporządzane listy osób do internowania, natomiast on sam nie podpisywał żadnych dokumentów, dotyczących wprowadzenia stanu wojennego. W każdym razie niczego takiego sobie nie przypomina.
Komendant wojewódzki policji uważa, że powtórne wprowadzenie stanu wojennego w Polsce byłoby samobójstwem i nie wierzy, by był ktoś, kto zamierzałby do tego doprowadzić (cdn )
NIEUSTAJĄCY KONKURS...
... na zdjęcie, rysunek, dowcip, karykaturę itp. - zaczyna się od dzisiaj. Nagrodą - zamieszczenie na łamach „Dziennika” i honorarium autorskie. ZAPRASZAMY.