radził mu odejść od rzekomej matki, gdyż napewno czyhać na jego życie pocznie.
Chłopiec żegnał ze łzami poczciwego i kochającego go rolnika, wreszcie gdy ten skończył, postanowił po pogrzebie na dwór królewski wyruszyć...
Jakoż pewnego ranka, gdy zaledwie zaczynało świtać, wziął krajkę chleba, kij do ręki i róg myśliwski do grania i cichutko wymknął się z chaty, gdzie nie miał już teraz nikogo, ktoby go kochał...
Biegł i biegł pędem bez odpoczynku aż dobiegł do gęstego, czarnego lasu, który, jak o tem słyszał, był zaczarowany i stanowił siedzibę wielkoludów i czarowników.
Przed zachodem słońca już ułożył się do snu, ukołysany panującą tam wszechwładnie ciszą. Żaden szmer najmniejszy słyszeć się nie dawał, żaden brzęk owadów ani też ptasząt pienie...
Strona:Dziwne przygody księcia.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —