Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/104

Ta strona została przepisana.

istoty podziemne grożą wam, młodym i lekkomyśin ufnym w szczęście.
— Czemu dokuczasz szczęśliwym?
— Bo mojem powołaniem jest obdarzać nieszczęśliwych kochanków napojami miłosnemi, skąpców — wróżbą skarbów, mściwych — doborem trucizn, a szczęśliwych — klątwą, która i mnie spotkała. Nie nudź mnie więcej!
W tej chwili z jamy w kącie wypełzł gad i olbrzymią paszczą zwrócił się z sykiem ku Glaukusowi. Jona krzyknęła. Grek rzekł:
— Czarownico! odwołaj węża, bo mu łeb strzaskam!
— Nie uczyni ci nic złego. Nie jest jadowity.
Gad przysuwał się, sycząc złowrogo. Glauk odskoczył, zręcznie pochwycił głownię z ogniska i cisnął na głowę płaza, który padł u stóp starej. Porwała się w okrutnej pasji. Trzęsła wzniesionemi pięściami, wyjąć:
— Niegodziwy! za gościnny przytułek zapłaciłeś mi, mordując jedyną istotę, która mnie kochała. Przeklinam cię imieniem Orkusa! Bodaj zwiędła rychło twarz twoja, serce twe wyschło, imię shańbiło się, zgasła miłość. W ostatniej godzinie wspomnij głos proroczy czarownicy Wezuwjusza. A ty... — zwróciła się do Jony.
— Zamilcz! Jedno słowo przeciw niej, a ubiję ciebie — poskoczył ku starej Grek.
— Glauku! nie zabijaj jej! Dobra pani, przebacz mu! cofnij klątwę! — błagała Jona, kładąc na kolanach starej worek z pieniędzmi.
— Skończyłam — wybuchnęła śmiechem czarownica Tylko Parki odwołać mogą wyrzeczone zaklęte... Oddalcie się stąd. Burza ustała.
Wyszli. Jona drżała. Glauk objął ją:
— Ukochana! czy możesz wierzyć, że bogowie