Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/113

Ta strona została przepisana.

Świętych chramu Izydy. Pokaz mu grube mechanizmy i podstępy. Zdemaskuj głośno kapłanów. Nie lękaj się. Pan Nieba osłoni ciebie, jak Daniela w jaskini lwiej. My, chrześcianie, będziemy śród ludu. Ja pierwszy zatknę na ołtarzu kłamliwej bogini gałęź palmową — godło Ewangelji.
Apaecides przytakiwał. Wielka uroczystość Izydy przypaść miała na trzeci dzień. Była to dogodna sposobność do urzeczywistnienia ich planu. Ułożyli spotkać się nazajutrz wieczorem w pobliżu małej kaplicy (Sacellum), aby ostatecznie omówić szczegóły zamierzonego dzieła.
Olint odszedł. W tej chwili zpoza drzewa wychylił się człowiek o szpetnej twarzy i położył rękę na ramieniu Apaecidesa:
— Towarzyszu! — rzekł — Ozyrys naostrzył mój słuch o tyle, że wiem, iż gotujesz się uczynić rzeczy, których mógłbyś potem gorzko żałować. Radzę ci, namyśl się, nim zadrzesz z nami i Arbacesem. Strzeż się!...
Nim Apaecides zdołał otworzyć usta, Kalenus zniknął w gęstwinie drzew.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zbliżył się dzień, oznaczony przez Djomeda na ucztę, w której wziąć mieli udział śród osiemnastu wybranych, czyli zdwojonej zwykłej liczby gości na przyjęciach powszednich — powabny Glaukus, piękna Jona, poważny Pansa, świetny Klaudjusz, modny Lepidus, nieśmiertelny Fulwjusz i smakosz Salustjusz. Oczekiwano nadto przybyłego z Rzymu Senatora i wojownika z Herkulanum, wzbogaconego na walkach z Jerozolimą.
Od rana wielki mistrz kuchni Kongrjo komenderował całą zgrają stałych i najętych kuchcików, oprawiających kuropatwy z Frygji i żórawie z Melas, piekących ciasta w różnokształtnych formach i pracujących w małej kuchence z pomocą mnóstwa rusztów, rondli, no-