Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/114

Ta strona została przepisana.

ży i wymyślnych narzędzi, które wygrzebane z popiołów po wiekach zaświadczyły o geniuszu kucharskim Pompejan.
Pan domu, Djomedes, ciągle zabiegał najniespodzianiej do kuchni, aby krzykiem napędzić leniwych, podnieść wymysłami zapał naczelnego kucharza, spojrzeć na ręce podejrzanym o kradzież jadła i pańskich naczyń, i t. p.
— Przejdź samego siebie, Kongrjo! Nie podaj-no na stół ptaka twardego, jak kamień Etny, niestrawiony przez ognie Flegetonu. Jesteś obrzydliwie rozrzutny! Wydałeś na języki słowicze olbrzymią kwotę! Coś nie coś zapewne przykleiło ci się do łap! Ale mniejsza o to! Spraw, aby Senator rzymski nie gardził ubogim Pompejaninem!..

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O tym samym czasie — była wczesna godzina poranna — Apaecides, powstawszy z łoża po nieprzespanej nocy, poraz ostatni wdział portyfikalne szaty i z izdebki swojej wszedł do pięknej białej sali świątyni. Stanął w zamyśleniu śród dymów kadzideł przed posągiem Izydy. Miał tego dnia przekroczyć Rubikon i zerwać z towarzyszami służby bogini.
Kalenus, będący tej nocy na warcie u ołtarzy, zastąpił mu drogę:
„Czyś zastanowił się nad tem, że mądrość wymaga, abyśmy kapłani żyli w zgodzie ze sobą, skoro ta zgoda dopomaga nam utrzymywać przed łatwowierne mi oczyma tłumów zasłonę tajemnic Izydy.?“
— A jeżeli ta zasłona kiedyś spadnie?
— To niepodobieństwo! Utrzymuje ją wiara mas. śmiałek, który zdarłby zasłonę, niechaj lęka się zemsty potężnej Izydy.
— A ty lękaj się godziny, gdy jej niemoc i wasz kłam wyjdą na jaw w obliczu ludu! —
Rzuciwszy to wyzwanie niegodnemu kapłanowi, Apaecides szybko wyszedł. Przechodząc obok scho-