Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/129

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXVI.
Wypadki rozwijają się krętą drogą. Miłość i ból niewidomej.

Djomed, który po uczcie wyjechał w interesach do Neapolis, z zaciekawieniem informował się po powrocie u napotkanego na Forum Klaudjusza o zaszłych ostatnio wypadkach.
— Oto jak zmienną koleją toczy się kolo Fortuny! — mówił Klaudjusz. Nasz przyjaciel Glauk ma być stawiony przed Senatem, wobec wagi jego zbrodni — zabójstwa kapłana. Przeznaczą go niewątpliwie na igrzyska.
— Czyż może być, aby taki młody i... bogaty skazany został na pożarcie przez dzikie zwierzęta!? — westchnął kupiec.
— Ba! gdyby był Rzymianinem, szkoda byłaby stotna. Ale ci cudzoziemcy są w gruncie rzeczy niewolnikami, których znosić można, dopóki wydają uczty. — A tamten bluźnierca — chrześcianin, o którym wspominałeś, co to spotwarzył Arbacesa? Czy też pójdzie na arenę?
— A, ten pies! Jeżeli zgodzi się złożyć ofiarę Cybeli lub Izydzie, zyska przebaczenie przy zamknięciu w więzieniu. Ale jak się ma Julja?
— Dobrze!... Spójrz-no! Egipcjanin wchodzi do domu Pretora. Na Bachusa! To nie bez kozery.
— Zapewnie w sprawie mordu Glauka. Jest jedynym świadkiem naocznym. Zeznaje jednak, że Glauk zabił Apaecidesa w podnieceniu, gdyż ten odmawiał mu zezwolenia na związek z jego siostrą.