Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/146

Ta strona została przepisana.

macał drzwi. Były zamknięte. Zerwał chustę. Ciemność — nikogo! Zrozumiał podstęp. Nidja odeszła, zgasiwszy lampę. Nie ważył się krzyczeć. Przyjął z musu wyznaczoną mu rolę zamiany osoby uwięzionej, rozmyślając o karze, która oczekiwać go będzie nazajutrz po wykryciu jego błędu.
Tymczasem niewidoma znaną jej drogą dobiegła do furtki ogrodu. Niestety! znalazła ją zamkniętą. Drzwi zatrzasnął Kalenus. Przypomniała sobie, że jest inne wyjście z ogrodu; może tamto jest otwarte. Ale zbłądziła po jakiejś ścieżce, wiodącej w dół. Ogarnął ją powiew wilgotny. Namacała zimne mury z obu stron i niskie sklepienie nad sobą. Była więc w jakimś korytarzu podziemnym. Nagle usłyszała jakieś głosy. Wtuliła się w głuchy kąt i czekała.
— Dokąd prowadzi ta ponura galerja? — spytał głos jeden.
— Do najrozkoszniejszego miejsca, w którem olśnią cię widoki moich skarbów! — odparł głos drugi, w którym Nidja poznała Arbacesa.
— Jaka tu wilgoć i mrok! — westchnął tamten.
— Bądź pewny. Kalenusie, że Glaukus znajdzie się jutro w wilgotniejszem i mroczniejszem więzieniu w podziemiach amfiteatru. Ach! jakże to jest dziwnem, że mógłbyś jednem słowem wybawić z tej przepaści Glauka, a wtrącić w nią Arbacesa.
— Słowo to nigdy nie będzie wyrzeczone, Arbacesie! — mocno podkreślił Kalenus.
— Wiem, przyjacielu. A oto drzwi.
Nidja usłyszała brzęk kluczy, które zdjął z pasa, ukrytego pod szatą, Arbaces, mówiąc:
— Wejdź. Jesto tu sztuczna lampa. Zaświecę ją dotknięciem guzika, a ujrzysz skarby.
Chciwe serce Kalenusa drżało. Stąpnął naprzód. Nagle krzyknął. Potężnem pchnięciem strącił go Arbaces do lochu. Rozległ się śmiech szatański.