Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/148

Ta strona została przepisana.

rów. Ale zbliż usta do muru i wprzód mi odpowiedz: jest li to prawdą, że możesz oczyścić Glauka z zarzutu, grożącego śmiercią.
— Jest to taką samą prawdą, jak to, żem widział własnemi oczyma sztylet Arbacesa, pogrążający się w piersi Apaecidesa.
— Ach! tak?!... A jeżeli cię uwolnię, czy przysięgasz mi, że złożysz to zeznanie przed pretorem.
— Moja zemsta jest dostateczną rękojmią, trwalszą od wszelkich przysiąg! Pośpieszaj, abym tu nie zgnił wraz z moją zemstą.
Prześlizgnęła się cichym krokiem po korytarzu. Znalazła wreszcie wyjście z labiryntu dróg podziemnych. Owionął ją znów świeży powiew powietrza. Położyła się w trawie i nasłuchiwała czujnie ustania w domu wszelkiego zgiełku. Czekała aż dom pogrąży się we śnie. Musiała być ostrożną. Zycie Glauka zależało od przezorności jej działań.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wino rozweseliło Arbacesa. Powodzenie czyniło go dumnym i spokojnym. Glauk i Olint zginą jutro na arenie. Usta Kalenusa zamkną się rychło głodem na wieki. Kto zwróci uwagę na spóźnione paplanie ślepej dziewczyny, gdy on będzie już daleko. Jona!.. jej upór przełamać należy.
Ułożywszy powabnie fałdy tuniki, skropionej wonnościami, udał się do wychowanicy, przebywającej w zamknięciu pod strażą niewolnicy. Odesłał ją i od progu długo wpatrywał się w pobladłą, ale zawsze piękną twarz Jony. Po próżnych wybuchach gniewu popadła w stan apatji. Nie poruszyła się nawet, gdy siadł kornie naprzeciw niej w pewnej odległości.
— Jono! Kiedy milczysz, wydaje mi się, że świat zatrzymał się w biegu. Czyż nigdy i niczem nie przełamię twej nienawiści?
— Oddaj mi brata i małżonka! — odparła przez łzy.