— Ach, Jono! wierzaj mi, że tak mocno potrafię kochać ciebie, iż w tej chwili podzielam boleść twoją z powodu wyroku, oczekującego... tego szaleńca, który z niezrozumiałych dla mnie powodów zgładził twego brata. Gdybym go mógł ocalić, uczyniłbym to. Ale surowość praw Rzymu jest niezachwianą.
— Czy niewinnego skazano? — krzyknęła rozpaczliwie.
— Nie... jeszcze nie! — skłamał, przerażony jej wybuchem. Lecz jutro wyrok śmierci prawdopodobnie zapadnie, Jono! — dodał, próbując — gdybym jednak zdołał ocalić Ateńczyka, czy... zostałabyś moją małżonką?
— Ach, ocal go, Arbacesie! — łkała. A przysięgam ci, że nigdy go nie zobaczę... zrzeknę się go na zawsze... nie zaznasz nigdy z jego powodu żądła zazdrości.
— I zostaniesz moją małżonką! — zawołał radośnie. Potrząsnęła głową przecząco.
— Nie! tego nigdy nie uczynię, bo niezdołałabym przemódz wstrętu do ciebie. Posłuchaj mnie uwżnie, Arbacesie. Jeżeli nie wyrwiesz śmierci Glauka, nic z tego mieć nie będziesz. Zgubisz mnie, którąś wychował w zastępstwie przyjaciela — ojca, którą... jak twierdzisz... kochasz! Na wszystkich bogów Nieba, Oceanu i Ziemi, ślubuję, że poświęcę się dobrowolnie śmierci, skoro Glauk zginie. Nie dopilnuje mnie niczyja czujność!...
— O, jakże piękną jesteś, Jono, kiedy to mówisz! — zawołał zachwycony uroczystym wyrazem jej twarzy i gestu. Nie uwierzę w to, abyś naprzekór woli bogów zabiła wzniosłą duszę, której sojusz z inną stworzy królestwo i szczęście za oceanem. Przepłyniemy morza i w dalekiej ziemi założymy mocarstwo, którego poddani przez długie wieki podlegać będą władzy potomków Arbacesa i Jony.
— Obłąkały cię marzenia! Nie widzisz, że Or-
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/149
Ta strona została przepisana.