Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/156

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXI.
Hadzieja ocalenia Glauka powraca. Sozja jest obrażony. Vivarium. — Ból Medona.

Nidja nie poddała się rozpaczy. Jej uparta główka śród bezsennej nocy nie przestawała snuć planów wydostania się z więzów. Niewolnik Sozja nie pojawiał się. Należało go zwabić. Nad ranem jęła głośno lamentować. Wszedł z gniewem:
— Obudzisz cały dom wrzaskiem. Zawiążemy ci usta!
— Poczciwy Sozjo, daruj mi. Boję się być sama.
Ulitował się nad nią i siadł na stołku przy niej.
— Pogadajmy! Chociaż mam złość do ciebie, mała. Gdyby nie kazano mi strzedz ciebie, wydostałbym bilet na jutrzejsze widowisko w Amfiteatrze i pozwolonoby mi zobaczyć walkę Glauka ze lwem. Skazali go wczoraj!
Powstrzymała okrzyk. Zresztą spodziewała się tego.
— Sozjo! — zapytała — ile brakuje ci do okupu wolności?
— Dwa tysiące sestercyj.
— Widzisz te moje naramienniki i łańcuch. Są to dary od moich państwa. Warte są cztery tysięce. Dam ci je, Sozjo, jeżeli mnie wypuścisz stąd.
— A mój srogi pan odszuka mnie wszędzie i ciało moje stanie się żerem ryb Sarnu.
— Dam ci je za kilka godzin wolności. Wyjdę o północy a wrócę o świcie. Możesz mi nawet towarzyszyć.
— Mój pan przewącha, żeś wyszła, i ukarze mnie śmiercią.
— Prawo nie pozwala dzisiaj zabijać niewolników.
— Mój pan potrafi stanąć nad prawem.