Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/161

Ta strona została przepisana.

wiciela. Ale teraz nie było go pomiędzy nimi. I oto intonowali posępny hymn, wzywający miecza Archanioła na grzeszne miasto:

Biada wam mędrce zuchwale,
Coście praw Boga nie znali!
Biada rozpustnym, fałszywym!
Biada bezbożnym, złośliwym!

Los chciał, że to była... ostatnia noc Pompei!...




ROZDZIAŁ XXXII.
Sen Arbacesa. Ostrzeżenie czarownicy.

Zajaśniał pogodny poranek. Nikt w mieście nie zgadywał, że jest to ostatni dzień Pompei. Ukazujący się od kilku dni nad Wezuwjuszem obłok znikł nagle i dumne czoło wspaniałej góry rysowało się jasno, panując nad kwiecistemi dolinami Kampanji.
Powietrze było spokojne i parne. Rybaków, którzy o świcie wyjechali na morze, zadziwił jednak pomruk niezwykle wzburzonych fal Sarnu, którego śladów dziś próżno szukałby podróżny.
Wcześniej otworzono bramy miasta, ponieważ tłumnie zjeżdżali się i schodzili goście z okolic na dzisiejsze igrzyska w Amfiteatrze, ustępującym rozmiarami olbrzymiemu rzymskiemu Kolizeum, ale mogącym pomieścić przeszło 18000 widzów t. j. całą ludność Pompei.
Czytający w gwiazdach przeznaczenia Arbaces nie odgadywał również katastrofy. Tej nocy upajały go sny rozkoszne o królowaniu nad światem i miłości Jony. Ale nagle zmieniła się scena jego widzeń. Był na piaskach pustyni. Olbrzymi sfinks zaglądał mu w oczy...