Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/163

Ta strona została przepisana.

dziemy stąd. Będziesz mi towarzyszył... Przygotuj do podróży Jonę.
A kiedy wyszedł na miasto i znalazł się śród gwaru tłumów, śpieszących na igrzyska, i chwytających radośnie z dali ryk lwa i tygrysa, rzucił okiem na górę Wezuwjusza. Czoło jej jaśniało w bieli nieruchomych obłoków. Zadowolony mruknął do siebie:
— Jeżeli węch nie omylił starej czarownicy, to moja nauka wróży mi trzy dni spokojne. Mam czas!




ROZDZIAŁ XXXIII.
W amfiteatrze.

Nidja z przerażeniem usłyszała przez okno swojej celi wesołą trąbkę, oznajmiającą, że Arbaces wyruszył otoczony orszakiem niewolników na igrzyska. Dlaczego Salustjusz nie pośpieszył uwolnić jej i Kalenusa, skoro Sozja spełnił zlecenie? Czemu się spóźnia? Tonęła w trwodze i łzach...
Arbaces, odesławszy niewolników na górne miejsca, wszedł do amfiteatru przez wnijście, przeznaczone dla osób znakomitych, przybywających w lektykach i powozach. Ogarnął wzrokiem olbrzymi teatr, zalany powodzią głów. Ławy najwyższe, przeznaczone dla kobiet, sprawiały barwnością szat wrażenie kwietnika i ściągały spojrzenia mężczyzn. Senatorowie, urzędnicy, rycerze zajmowali niższe siedzenia, bezpośrednio otaczające szranki. Palisada chroniła publiczność od napadu dzikich zwierząt. Z ukrytych kanałów tryskała wonna woda, rzeźwiąca widzów znużonych upałem. Nad amfiteatrem rozciągnięte były zdobne karmazynowemi szlakami olbrzymie opony velaria. Dziś końce ich, mima braku wiatru, nie były dociągnięte szczelnie przez