Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/17

Ta strona została przepisana.

czuwali mieszczący się tuż w kurytarzu niewolnicy. Wszystkie te pokoje wychodziły na podłużną czworoboczną kolumnadę, zwaną peristylem, mieszczącą pośrodku bądź wielki, bądź choćby najszczuplejszy ogród z wazonami kwiatów na podstawach. Dalej były jeszcze sale sypialne — cubicula, a w domach bogatszych drugie trichnium — salon jadalny, bądź na inną porę roku, bądź na dni uczt uroczystych. Miłośnicy literatury posiadali jeszcze gabinecik biblioteczny, będący składem zwijanych rękopisów z papyrusa.
U końcu peristylu mieściła się kuchnia. W wielkich domach środek peristylu zajmowała fontanna, lub sadzawka dla ryb, często w łączni z ogrodem pełnym żywych kwiatów i posągów (viridarium), łączyły się też z trzechstronną kolumnadą galerje obrazów — pinakoteki. To był parter. Pierwsze i drugie piętro, wznoszące się tylko nad częścią budynku, mieściło zazwyczaj izby dla niewolników.
Dom Glauka, jeden z najmniejszych, uderzał przecie oczy gościa wykwintem i kosztowniejszem wykończeniem. Nie było tu tej pstrokacizny jaskrawych barw w malowidłach al fresco, miłej dla niewybrednego smaku przeciętnych mieszkańców Pompei. Przeniesione stąd do muzeum neapolitańskiego obrazy dziś jeszcze budzą, podziw znawców i co do wyrazu przyniosłyby zaszczyt nawet pędzlowi Rafaela.
W salonie jadalnym, z którego otwierał się widok na dalsze apartamenty, zebrało się na wieczerzy dziesięć osób — dbało się bowiem u starożytnych nie tyle o liczbę, co o dobór gości. Wysoki urzędnik porządku publicznego, edyl Pansa, zwrócił się do gospodarza:
— Przyznać należy, Klaudjuszu, że dom twój, chociaż nie jest większy od igielnika, stanowi klejnot w swoim rodzaju. Co za poezja, jaki wyraz w tych głowach! — dodał, wpatrując się w obraz, przedstawiający pożegnanie Achillesa z Brizejdą.