Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/37

Ta strona została przepisana.

że cię dotknąć. Co innego, gdy obelga pochodzi od osoby ukochanej!
Zaśmiała się sztucznie.
Pewny tego, że zatruta strzała dosięgła celu, skierowana w słabą stronę Jony — dumę, Arbaces zmienił temat rozmowy i wkrótce ją pożegnał.
Zaledwie wyszedł, opuściła ją moc kobieca — sztuka udania. Jona zalała się łzami.




ROZDZIAŁ VI.
Wesołe życie próżniaków w Pompei. Miniatura łaźni rzymskich. Walki duchowe Apaecidesa. Zwycięstwo Arbacesa przez rozkosz.

Wyszedłszy od Jony, Glaukus nucił pieśń wosołą. W jej oczach dostrzegł dziś promień nadziei — błysk miłości wzajemnej. To dodało mu skrzydeł. Raczej biegł, niż szedł, wchodząc w ulicę Fortuny, na końcu której wznosił się łuk triumfalny, posąg konny Kaliguli, ozdobiony trofeami ze spiżu, i piękna świątynia Bogini Szczęścia, wzniesiona przez potomka rodu Cycerona. Na placu przed chramem snuły się ożywione tłumy. Kompanja Greków rozwodziła się nad zaletami i wadami ostatniej sztuki teatralnej, stojąc gdzieś pod portykiem. Starzy negocjanci, obsiadłszy ławki, rozprawiali o wypadkach handlu z gestykulacją szybką i wymowną ludzi wschodu. Glaukus znalazł się rychło śród gromady przyjaciół, którzy pociągnęli go do kąpieli.
Łaźnie publiczne Pompei odznaczały się wykwintnemi urządzeniami. Silono się naśladować w ich stylu i zdobieniu przepych — zresztą niedościgły — łaźni rzymskich. Tu schodziła się bogata próżniacza mło-