w rozmowie ze mną. O nieba! ten człowiek tego nie rozumie.
— O ziemio! — zaśmiał się gorzko Apaecides — ten człowiek chce mi wmówić, że pociechą jest uwierzyć, iż żaden z bogów, których przez tyle lat czcili moi przodkowie, nie ma bytu ani świętego imienia. Jakaż w tem radość, aby z świętokradcami odbiegać od dawnych ołtarzy?!
Przyśpieszył kroku, jakby chcąc uciec. Ale tamten szedł tuż przy nim i mówił namiętnie:
— Wiem, że nie wierzysz już w tych dawnych bożków.
„Błądzisz po rozległym i mrocznym oceanie zwątpienia. Bądź cierpliwy! — pozwól, aby przyszedł do ciebie Bóg prawdziwy, jak przeszedł przez morze samaryjskie, i rozproszył ciemności twej duszy i uśmierzył twoje wzburzenie. Wiara nasza jest szczodrą. Godzinę posłuchu nagradza nieśmiertelnością.
— Podobnie złudne obietnice dawał mi Arbaces, pociągając mnie przed ołtarz Izydy.
— Ależ ty sam zapytaj rozumu, czy mogą być prawdą ręligje, które obrażają moralność! — wykrzyknął Nazarejczyk. Czy też wasz Jowisz nie jest ojcobójcą i cudzołożnikiem, a inni bożkowie naśladowcami jego zbrodni. Więc jakże to mogą ci nakazać śluby czystości, wzbronić zabójstwa, czy cudzołóstwa, skoro w modłach zwracacie się do bogów, którzy sami praktykują te grzechy? Nie jest li to natrząsanie się nieludzkie z wiary i przyrodzenia człowieka? A mój Bóg, do którego cię prowadzę, jest samą tkliwością. I gdyby był człowiekiem, godzien byłby zająć tron Boga. Wielbicie wzorem Platona piękne cnoty Sokratesa, a czcicie bogi, które im przeczą, miast tego, który jest idealnym wzorem i praźródłem tych cnót. Wysłuchaj słów Boga, który strudzonemu przyrzeka odpoczynek.
— Nie teraz! nie teraz! — zawołał Apaecides.
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/40
Ta strona została przepisana.