się białe draperje i przed oczyma młodzieńca wykwitły gromady pięknych dziewoi, takich, jakie Adonis widział, spoczywając na łonie Wenery. Te trzymały czary, tamte — przepaski z róż, otoczyły Apaecidesa, ukwieciły jego skronie, poniosły ku zastawionej uczcie. Oczarowany, sądzący, że jest pod ułudą snu, doznając bicia pulsów, rozognienia, którego zmysły jego nie doświadczyły nigdy do tej chwili — wsłuchiwał się w kuszące tony anakreontyku, śpiewanego przez chór kobiet:
Sączmy z rozkoszy kielicha
Szczęśliwość życia tajemną!
Nie powie światu noc cicha,
Żeś spędzi! ją, luby, ze mną..
Hej! nalejmy kielichy...
Niech wre w nich boski sok!..
Gdy śpiew się skończył, trzy młode dziewczyny, piękniejsze od Gracyj, zatańczyły tan joński, ten sam, którego pono Cytera wyuczyła Nimfy na weselu syna swego Erosa z Psyche. Odurzony Apaecides wychylił upajającą czarę — krew zawrzała mu w żyłach — i skłonił głowę na łono Nimfy. Jak przez mgłę dostrzegał naprzeciw siebie zachęcającą go do rozkoszy uśmiechem twarz Arbacesa — w tej chwili jakże odmiennie wyglądającego! — okryty był już nie zwykłą ciemną szatą, lecz suknią, jaśniejącą złotem i drogocennemi kamieniami. W wieńcu białych róż, uśmiechnięty chytrze, zdawał się Ulissesem, obdarzonym powtórną młodością. Wskazał Apaecidesowi niszę, w której ten, idąc za wskazaniem jego palca, dostrzegł przerażonemi oczyma pomiędzy posągami Bachusa i Idalji... szkielet.
— Nie przerażaj się! — rzekł Egipcjanin. Ten nasz grzeczny gość przypomina nam bezustannie o krótkości życia i mądrze poucza zpoza grobu: korzystajcie z życia!