Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/48

Ta strona została przepisana.

pomocną w gospodarstwie, ale potrafi dobrze sprzedawać kwiaty.
— Rozgadałaś się, nasza Amazonko. — przerwał jeden z atletów — a godziłoby się przynieść nam raczej kilka porcyj półsurowego mięsa, jeżeli mamy godnie zaprezentować nasze muskuły.
— Biegnę zaraz do kuchni.
— I wina! — krzyknięto za nią.
Za chwilę kawały mięsiwa znikały między potężnemi szczękami tych ludzi, niby w paszczach zgłodniałych wilków, a zalewał je obficie trunek z gron winnych.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W sąsiedniej izbie siedzieli nachyleni ku sobie głowami, zmawiający się o czemś szeptem, Burbo i Kalenus. Ten ostatni, lubo syn obywatela, lecz z najciemniejszego pochodzący rodu, — roztrwoniwszy dziedzictwo, dla uniknięcia nędzy poświęcił się kapłaństwu w tej epoce, która dopuszczała już obsługiwanie bóstw, zwłaszcza nienarodowych, nawet przez plebejów. Wzorem innych kapłanów Izydy, tylko napozór wiodących surowy tryb życia, Kalenus już nieraz przekradał się skrytem wejściem do winiarni osławionego z kuplerstwa i występków ex-gladjatora, Burbo, z którym prócz haniebnych interesów wiązały go węzły jakowegoś pokrewieństwa. Wyrzucił był właśnie z worka na stół stos monet, które Burbo chciwie liczył.
— Widzisz, że pan mój płaci hojnie! — mówił. Winieneś mi wdzięczność za nastręczenie tak dobrego interesu. Ale i twoja Nidja, na Izydę! — warta jest tej opłaty. Śpiewa i gra, jak Muza.
— Ba! mała jest dla mnie ogrodem hesperyjskim. A twój pan jest bogiem. Lecz powiedz mi, co wy tam wyrabiacie przy niej. Nidja jest przerażona, ale nie chce nic mi wyjawić, związana przysięgą.
— I mnie wiąże przysięga.
— Nie żartuj! — zaśmiał się Burbo. Czem jest