zdumiony. Rozumiał bowiem, że Jona wyższa jest nad zwykłą kapryśność kobiecą.
Dom ukochanej we Włoszech jest świątynią Kupida. Zawieszał na jej drzwiach girlandy najpiękniejszych kwiatów i wygrywał pod jej oknem najpiękniejsze melodje. Lecz okno nie otworzyło się. Jego śpiewny głos czarował ją, dochodząc przez szyby, ale w miłosnem natręctwie wyczytywała nową obelgę.
Uczyniła jeden tylko wyjątek, wpuszczając Arbacesa. Omamiał ją wzrokiem węża i przewagą rozumu. Rozciągnął nad nią władzę przemożną, z pod której nie mogła się wyłamać. Nie przenikała przecież jego zamiarów. Był dla niej wzorem mądrości, świętością, nieomal istotą nieziemską, którą musiała szanować. W gruncie rzeczy lękała się jego zimnej twarzy i lodowatej mądrości. Obecność jego była dla niej przykra. Ale nie śmiała mu wzbronić wstępu.
Arbaces podwoił obecnie podstępy, dążące do zawładnięcia pożądanym skarbem. Pokonawszy mocą pokus rozkoszy Apaecidesa, którego młode zmysły nie oparły się potędze uciech, widział w tem wróżbę pomyślną — przezwyciężenia cnotliwego oporu siostry. Tłumiąc w sobie nienawiść, powstałą na gruncie zazdrości, starał się poniżać współzalotnika tonem obojętnym, aby nie nadać mu zbyt wielkiej ceny. Wymieniał go zwykle w jednym rzędzie z Klaudjuszem i Lepidusem, wszystkich trzech pomawiając o jakieś modne zdrożności i nowoodkryte sposoby rozpusty Jona kryła ból, słuchając tych okrutnych oskarżeń, czynionych tak obojętnie, że niepodobna było wyczuć w nich fałszu i celowości.
Razu pewnego zegabnął ją:
— Czemu nosisz zasłonę w domu? Nie jest to grzecznem wobec przyjaciół.
Nie powiedziała mu, że ukrywa zaczerwenione od łez powieki. Rzekła:
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/54
Ta strona została przepisana.