Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/66

Ta strona została przepisana.

wiązali z tą górą przyniesione z Grecji, posępne myty o bramie piekieł, o ukrytych tu pod ziemią przeklętych strumieniach Styksu i Acherontu i t. p. Sokole oko Arbacesa ujrzało poruszającą się w tej stronie na bagnisku postać kobiecą, zginającą się przy zbieraniu dzikich płodów.
— A! ta stara czarownica czuwa po nocach, jak ja. Jeżeli wróży mi dzisiaj śmierć — niechże powiem sobie przed zgonem, Jona jest moja!
Charakter Arbacesa stanowił dziwną mieszaninę żywiołów. Uczony i rozpustnik, nietowarzyski w rozkoszach, jak i w nauce, dopuszczał do swoich uciech tylko niewolnice i ofiary swej chuci — posiadał liczny harem. Ala namiętność jego zmieniła się w zimny nałóg i nasycenie nie dawało mu zmysłowego szczęścia. Przesyt zmysłów jawił się śród wymysłów rozkoszy. Nie zadowolniła go i mądrość nauki. Wyobraźnia lubowała się w fantastycznych i ciemnych badaniach. Odrzucił ze wzgardą przesądy gminu; ale tworzył sobie własne. Rozum trafnie mu powiadał, że odkrywca praw natury może zaprzędz je do służenia sobie; ale pycha rozumu — co było zresztą cechą epoki — przekraczała granice tej możliwości. Wierzył w to, że mędrzec czytać może tajemnice przeznaczeń w gwiazdach i przełamywać zaklęciami nawet prawa przyrody, zdobywszy jej sekrety. Tak od astronomji i chemji przeszedł na manowce astrologii i alchemji. Na duszę filozofa powiał dech wschodnich zabobonów Zoroastra. Stał się magiem i czarnoksiężnikiem. Zresztą cześć Izydy wiązała się zawsze z magją theurgiczną i nekromancją. Straszny i głęboki Arbaces celował w czarnoksięskiej umiejętności i pozostawił o sobie pamięć wiekom pod mianem „Hermesa, Pana o płomienistym pasie”.
Jego dziwna wytrwałość i cierpliwość w dobijaniu się zwycięstwa nad Joną, którą staranie kształcił i oświecał, czerpała źródło właśnie w przesycie zmy-