Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/79

Ta strona została przepisana.

Olint spotkał nieopodal Apaecidesa. Ze szlachetnej twarzy młodzieńca, na której wyrył się smutek głęboki, czytał jego tragedję. Nie wierzył, aby mógł on iść w ślady rozpustnego Arbacesa. Zbliżył się doń i rzekł łagodnie.
— Niech pokój ci towarzyszył.
— Pokój! Gdzież go szukać?
— W przymierzu Boga Prawdy z czystem sumieniem człowieka.
— Słuchaj! — nagle zdecydował się Apaecides. Chcę pomówić z tobą. Ale... nie tu. Zbyt wiele oczu śledzi tu nas. Zbyt wiele uszu zaciekawia się rozmową kapłana Izydy z... Nazarejczykiem. Przyjdź za godzinę na ścieżkę nad rzeką — tam, gdzie już raz rozmawialiśmy ze sobą...
— Przyjdę.
Rozeszli się. Apaecides zauważył, jak życzliwie przeprowadzali oczyma ludzie ubogiego stanu oddalającego się w zadumaniu Nazarejczyka.




ROZDZIAŁ XIV.
Na morzu Kampanji.

Łódź, wioząca Jonę, Glauka i Nidję, pruła fale zatoki. Używali porannego spaceru. Glaukus sprężystemu ramionami mocno odrzucał wiosła. Poglądał rozkochanym i wesołym wzrokiem na Jonę. Wszystkie chmury nieporozumień między nimi pierzchły bez śladu. Jona czule obejmowała Nidję. Zawdzięczała jej swoje ocalenie. Toć niewidoma w drodze do Arbacesa rozpoznała Glauka i wprowadziła go w porę wraz z Apaecidesem przez tajne drzwi. Jej pamięć zachowała przedziwnie kierunek zawiłych dróg, wio-