Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/81

Ta strona została przepisana.

— Śpiewam to, czego mnie nauczono.
— Twój nauczyciel widać byt nieszczęśliwym w miłości. Daj lirę. Jono, weź wiosła. Ja wam zaśpiewam pleśń o radości Erosa.
Popłynęły z wiatrem morskim tony triumfalnej pieśni, potężnie wyrywając się z młodzieńczej piersi.
Jena była oczarowana. Nidja tłumiła łzy. Naraz pleśń się urwała.
— Jono! — rzekł Glaukus — spójrz no tam. Od kilku dni nad Wezuwjuszem stoi ten nieruchomy obłok. Czy nieprawda, że ma kształt olbrzyma Tytana, wyciągającego groźnie rękę ku miastu. Jakie złowrogie kolory przyjmuje ta ręka.
Jona drgnęła:
— Czyżby ta góra miała jaką styczność z trzęsieniem ziemi tej nocy? Powiadają przecie, że w epoce, o której ledwo pomną odległe padania, ta góra wyrzucała ogień, jak teraz Etna. Czyżby w łonie jej kryły się jeszcze niewygasłe płomienie?
— Może! — odrzekł Glauk w zamyśleniu.
— Nie wierzysz w czary, a ja słyszałam, że na tej górze mieszka czarownica — cicho wtrąciła Nidja. Może ten obłok, którego nie widzę, jest czartem, spiskującym z nią na naszą zgubę...
I wszyscy troje zamilkli, opanowani złem przeczuciem i lękiem.




ROZDZIAŁ XV.
Zgromadzenie religijne.

Nazarejczyk Olint i młody kapłan Izydy spotkali się w umówionem miejscu na ścieżce ponad Sarnem, gdzie w porze wieczornej odbywali spacer Pompeja-