ubóstwa. Przewodnik Apaecidesa zapukał trzykroć do drzwi jednego ze schludnych domków. Wpuścił ich milczący starzec. Znaleźli się w pustem atrium, Olint zapukał znów potrzykroć w drzwi boczne i rzekł:
— Pokój z wami!
— Z kim? — spytał głos odwewnątrz.
— Z wiernymi! — odparł Olint.
Było to oczywiście hasło. Zostali wpuszczeni do obszernej izby, gdzie za stołem siedziało kilkanaście osób. Ich usta poruszały się modlitewnie. Apaecides przystąpił do stołu, ucałował krucyfiks i rzekł:
— Bracia! nie dziwcie się, że między nami jest kapłan Izydy. Przebywał wpośród ślepych. Ale wstąpił weń duch, iż zapragnął widzieć, słyszeć i rozumieć.
— Niech to uczyni! — rzekł człowiek siwobrody, jak można było sądzić, starszy zgromadzenia.
— Niech to uczyni! — powtórzył człowiek w sile wieku, o ciemnej cerze i rysach Syryjczyka, zamłodu zbrodniarz, dziś pełen smętnej powagi w głosie i schylonej postaci.
— Niech to uczyni! — powtórzył blady młodzieniec, a z kolei sąsiad jego, starzec, w którym Apaecides ze zdumieniem poznał niewolnika bogacza Djomeda. Przywtórzyli mu inni, należący widocznie do warstw niższych, prócz dwóch, których znał również — oficera straży i kupca z Aleksandrji.
Poczem powstał starzec, przewodniczący zgromadzeniu, i wskazując Apaceidesowi miejsce przy stole, rzeki doń uroczyście:
— Nie nakazujemy ci tajemnicy. Nie wymagamy przysięgi, że nas nie zdradzisz. Poznasz nas i osądzisz, czy masz wydać tym, którzy łakną krwi naszej, acz niema przeciw nam wyraźnego prawa. Zresztą poznawszy nas, uczyń, co zechcesz: zdradź, oskarż, poniżaj, spotwarzaj, wydaj na tortury i śmierć. Co
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/84
Ta strona została przepisana.