w duchowej rozterce, zgoryczony, nie miał odwagi pokazywać siostrze swojej bladej, zoranej troską twarzy. Jona bolała nad pozorną oziębłością brata i myślała nieraz z goryczą o tem, że służba bogów rzuca czarny cień na tych, którzy się jej poświęcają. Była rada, widząc na ten raz niezwykłą pogodę w jego rysach i jakiś promień wesela w oczach od kilku lat zapadłych. Ucałowała go, mówiąc:
— Niechaj błogosławią ci bogowie, bracie, za to, żeś przyszedł.
— Bogowie? to za wiele — odparł z uśmiechem. Wystarczy jeden Bóg!
— Bracie! czy nie bluźnisz?...
— Jeżeli prawdziwą jest wiara Nazarejczyków, to jedno dobre Bóstwo starczy, aby pokryć ziemię ołtarzami wiernych i obronić ludzkość przed mocą wszystkich złych duchów.
— Jakież to dziwne zdania głosisz bracie! Czyliż to olbrzymie bogactwo przyrody, które jest taką piękną igraszką i walką tylu możnych i równych sobie sił, da się wytłomaczyć jedną wolą? Czyż nie mówi ono o wielu bogach? Jakże pogodzisz słabego boga Nazarejczyków z potęgą tylu złych mocy, które, jako demony, nie mogą być sługami Dobroci, a gdyby ten ich bóg był jedyny, nie działałyby tak widomie i swobodnie? Czyż unicestwisz rozkosz Wenery dla czystości ukrzyżowanego niewolnika, dziecinnego mytu żydowskiej wyobraźni? A pono dają mu oni za ojca złośliwszego, niż nasz Zeus-Jowisz, Demiurga — dawniejszy okrutny wytwór chorej fantazji tego wyklętego ludu, którego niesforność i pychę pokonał Rzym! Zlituj się, Apaecidesie, czyż chcesz razem z Nazarejczykami ogołocić góry, doliny, gaje, lasy, rzeki, od pięknych faunów i nimf, od lekkich bogów, przyjaciół człowieka — uczynić ziemię kupą kurzu i błota? Nie, bracie! — nawet gdyby to było czczem urojeniem, to poetyczną wiarę naszych przodków, naszą
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/89
Ta strona została przepisana.