wiem, że nie mieszka w drzewie, w kamieniu, w ciasnych murach świątyń, wzniesionych ręką bałwochwalczą, ani w cegle, posągu i obrazie. Niepotrzebne są wasze ofiary — wasze złoto i krew bydląt waszych — Temu, co stworzył Niebo i ziemię“...
„Tyle pamiętam. Lud słuchał go wzruszony i drżący. Ale gdy mówił potem o potrzebie postów dla odpuszczenia grzechów, o zmartwychwstaniu kości, o mękach piekła, filozofowie, stojący zbrzega, czynili złośliwe uwagi, cynicy śmieli się szyderczo, epikurejczycy oburzali się. Szemrali mocno złotnicy i snycerze, wyrabiający święte posążki. Ale lud słuchał z uwagą — taki był majestat tego dziwnego człowieka...
Umilkł.
— To wszystko jest tak dziwne, — rzekła w zamyśleniu Jona. Może jest lepiej nie słyszeć o tem. To... pociąga, a przecież jest... fałszem wyraźnym! Przecież ta religja pragnie zburzyć piękne posągi naszych bogów!
Drogą, wijącą się między winnicami ku cmentarzowi, na którym palono umarłych, i dalej do Herkulanum, postępowała młoda dziewczyna. Przy bramie Pompejańskiej przystanęła, chcąc pogadać z nieruchomo stojącym żołnierzem w lśniącym od słońca kaszkiecie, ale ten, przejęty obowiązkami warty, wskazał jej włócznią, aby poszła sobie precz. Obruszyła się:
— Fuj! ponury jesteś, jak dzisiaj ten Wezuwiusz.