Odwróciła niechętnie oczy i szła dalej, zmierzając do gospody. Po drodze zatrzymała się przed drzwiami domu Djomeda. Na progu stał odźwierny Djomeda, niewolnik Medon. Miała potrzebę wygadać się z pewną nowiną, którą pochwyciła przed innymi.
— Dowiedz się, stary niedołęgo, że, kiedyś spał jeszcze, widziałam dziś rano wjeżdżającego do miasta wspaniałego gościa... tygrysa, przeznaczonego na igrzyska w amfiteatrze. O, jakiż ma cudowny ryk!
— Czy szwędasz się cały dzień po drogach, dziewczyno, aby roznosić głupie plotki? — rzekł obojętnie.
— A właśnie że nie plotki, stary mruku! Jest już lew, jest i tygrys. Brak tylko zbrodniarza dla nich. I trzeba będzie, niestety, patrzeć, jak jedno szlachetne zwierzę pożre drugie. Słuchaj, twój syn Lidon jest pysznym chłopcem. Namów go, aby stanął do walki z tygrysem. Zrobisz tem przysługę mnie i całemu miastu.
— Odejdź! — krzyknął gniewnie. Mało ci było ostrzegającego głosu trzęsącej się ziemi, wołającego: „Gotujcie się na śmierć za grzechy wasze! Koniec wszechrzeczy zbliża się!“
— Bzdurzysz, stary kruku — roześmiała się, szczerząc zęby. Napewnoś zaraził się od Nazarejczyków.
I odeszła, podnosząc wysoko tunikę i śpiewając piosenkę cyniczną. Stary wzniósł oczy do nieba i szepnął:
— Wiaro Chrystusa! jakże uwielbiam ciebie za to, że potępiasz te bezmyślne i krwawe zbrodnie. Mój syn ma-ż paść dla tych niecnych rozkoszy gapiów!...
Ktoś dotknął z szacunkiem jego kolan.
— Lidonie drogi, to ty? Myślałem o tobie.
— I ja myślałem o tobie, ojcze. Pewien Ateńczyk drwił ze mnie niedawno, że dla pieniędzy pragnę wy-
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/93
Ta strona została przepisana.