.
— Kobieta wysokiego znaczenia, jak widać z jej ubioru, i młoda, jak widać z postaci, bo twarz ma zakrytą zasłoną, pragnie widzieć się z Arbacesem — zameldował niewolnik.
Serce Egipcjanina zabiło gwałtownie. Czyżby Jona?!
Nie. To nie była Jona. Wchodząca, jakkolwiek wykwintna, nie miała tej godności i nieporównanego wdzięku w ruchach.
— Przebacz, że nie podniosłem się naprzeciw tobie, piękna pani. Zaledwo wstaję po chorobie — przywitał ją.
— Nie trudź się, szlachetny Egipcjaninie, i przebacz nieszczęśliwej, że szuka pomocy u twojej mądrości, której sława napełnia świat cały.
— Mogą-ż uszom piękności przynieść pożytek moje zimne tajemnice?
— Czyż boleść nie znajdzie ulgi u mądrości, a kochająca bez wzajemności nie jest-że ofiarą boleści?
— Racz podnieść zasłonę, abym przekonał się, czy twarz odpowiada doskonałości kibici, i mógł dać ci odpowiedź trafną.
Ośmielona pochlebstwem, odrzuciła zasłonę. Rzekł:
— Dam ci radę najlepszą. Ukaż twarz niewdzięcznikowi.