Strona:E. Korotyńska - Gil.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

nędznie ubrana dziewczynka żebrząca.
— Masz! — zawołała pokojówka i w nadstawiony przez nią fartuszek wpadłam ja, bezsilna i poraniona...
Dziewczynka ta zamiast wyrzucić mnie ze wstrętem, zaczęła mi się przyglądać i litować.
— Ach! to makolągwa — szepnęła — biedaczka, jakżeż boleśnie poraniona. A ja tak kocham te ptaszki!
Obejrzała mnie uważnie, po czym umaczała fartuszek w zimnej wodzie, obmyła mi ranki, czym ulżyła tak bardzo, że gotowa byłam już fruwać.
— O, nie — odezwała się do mnie — nie puszczę cię jeszcze, wpadłabyś w szpony kota lub złego człowieka, jesteś jeszcze za słaba.
Tymczasem dał się słyszeć zdaleka