Strona:E. Korotyńska - Gil.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

czyło w kierunku przeze mnie wskazywanym.
Ptaki mają zdolność do trafiania na miejsce swego urodzenia, wiodłam więc ją w strony rodzinne.
Gdyśmy dobiegły za las, do wiosek, byłyśmy spokojne, że nas nie dogonią.
W drodze dobrzy ludzie dawali jeść Małgosi, a niektórzy gospodarze podwozili furą lub bryczką.
Po tygodniu byłyśmy w rodzinnej stronie.
Matka Małgosi stała koło swej chatki otoczona kozami, których miała całe stado. Pomimo widocznego dostatku, wzdychała ciężko.
Naraz ręce Małgosi otoczyły jej szyję, a głos najukochańszy zawołał: