Ta strona została uwierzytelniona.
Karusia biegła szybko, pomna rad dobrej dziewczyny, aż doszła późnym wieczorem do lasu.
Słońce zaszło, ostatni czerwony promień blaskiem swym oblał drzewa wysokie i zniknął.
Zapadły głuche cienie, dały się słyszeć szmery liści, powiał zapach sosen.
Karusi zrobiło się straszno. Nigdy nie była w lesie o tej porze, przy tym kryły się tu podobno wilki.
Spojrzała na ciemne niebo, na konary drzew zdające się być ludźmi, i zaszlochała ze strachu.
Ale Bóg, Który czuwa nad sierotami, ulitował się nad tą okruszyną, co małymi stopkami, raniąc się i kalecząc przebiegała ścieżynę leśną — i zawoławszy na księżyc, aby rozjaśnił niebo i na gwiazdy, aby blaskiem swym roz-