Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —
się w porę i chwiejnie szedł dalej prawie omdlały.
Naraz spostrzegł łasiczkę, która kierowała swe kroki ku norce i słabym świrkaniem prosił o pomoc.
— Coo? ty myślisz, żem tak niemądra, iż pracować będę na ciebie? Cha! cha! cha! Ani myślę!
Zresztą, jam nie owad, jak ty lecz zwierzę, nie mam nic z tobą wspólnego, mój drogi, idź ode mnie, bom zdenerwowana, mogę cię zagryźć! Do widzenia!
I małe zwinne stworzenie wyszło do swej norki, a konik zachwiał się i upadł na pożółkłą trawę półmartwy.
Leżał tak czas dłuższy, na nic nie czuły, omdlały...
Cichuteńko, bez szmeru sunęły się ku niemu żuki — grabarze...
Widziały leżącego bez ruchu koni-