Strona:E. Korotyńska - Ptaszek i dzieci.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

W tejże chwili ktoś stuknął tak głośno, że wszyscy zrozumieli, iż nie było to złudzeniem, lecz rzeczywistością.
Zosia pierwsza podbiegła ku oknu i spostrzegła ptaszynę, bijącą skrzydłami o ramę. Rozpaczliwe trzepotanie robiło wrażenie dobijania się o przytułek.
— Ojczulku! — wołały wzruszone niedolą ptaszka dzieci — otwórz okno, niech wejdzie! On zmarznie, ojczulku, ratuj biedną ptaszynę!
— Ależ naturalnie, że trzeba wpuścić! — odparł leśniczy. — Biedactwo, albo należy do tych, które opóźniły się z odlotem do ciepłych krajów, albo też wicher strącił gniazdko i nie ma się dokąd ukryć przed zawieją. Nie wyżyje bez ludzkiej pomocy, zginie z zimna i głodu. Trzeba ratować. Odsuńcie się