Strona:E. Korotyńska - Zaginiona Marta.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —

wierzchołku skalistego pagórka, wpatrywała się w dal.
Dostrzegłszy zbliżający się punkcik, wróciła do domu uspokojona.
W kilka minut potem rozległ się gwizdek przeciągły — był to znak powrotu ojca rodziny.
Dzieci wybiegły na spotkanie i każde z nich złapało za jakiś przedmiot z barki, aby dopomóc ojcu.
Ostatni wszedł do chaty gospodarz. W ręku niósł jakiś olbrzymi pakunek cały owinięty płótnem.
Na progu chaty rzekł do żony:
— Przygotuj jeszcze jedno nakrycie do kolacji! Tak, moja droga, przyniosłem kogoś bardzo miłego, komu wartoby dać zupy dobrej, aby posilić i rozgrzać — dodał z poczciwym uśmiechem, patrząc na żonę z dobrocią.