I tak się stało. Serafiny więcej już nie widziałem.
∗
∗ ∗ |
Zaledwie wróciliśmy do miasta, zaczął się dziadek uskarżać, że więcej niż kiedykolwiek czuje się strudzonym uciążliwą jazdą. Posępne milczenie, przerywane często wybuchami złego humoru, było zapowiedzią jego podagrycznych ataków. Pewnego dnia nagle wezwano mnie do niego; zastałem staruszka tkniętego silnym atakiem, leżał na posłaniu pozbawiony mowy, trzymając w kurczowo ściniętej dłoni jakiś list zgnieciony. Poznałem pismo rządcy majoratu K..., przecież nie śmiałem przez uszanowanie wyjmować listu z ręki dziadkowi, nie wątpiąc, że wkrótce umrze. Jednakże zanim jeszcze lekarz przyszedł, pulsa uderzyły na nowo; silna natura siedmdziesięcioletniego starca tym razem pokonała śmierć: tego samego jeszcze dnia oświadczył lekarz, iż wszelkie niebezpieczeństwo minęło.
Zima była sroższa niż zwykle, po niej nastąpiła burzliwa wiosna, a ponieważ żadna choroba tyle od pogody nie zawisła, co podagra, więc staruszek przez długi