dzień, w którym według woli nieboszczyka, testament miał być otworzony w K., gdzie go sam złożył. Oprócz osób sądowych, barona i justycyaryusza V., znajdował się jeszcze w sali jakiś młodzieniec szlachetnej postawy, którego V. z sobą przyprowadził, a że widać przy nim było jakieś papiery, uważano go więc za pisarza justycyaryusza. Baron, jak to zwykle czynił, spojrzał z góry na młodego człowieka, i natarczywie się domagał, aby pośpiesznie odbyto wszelkie nudne i niepotrzebne ceremonie, a przystąpiono do rzeczy bez wielkiej gadaniny i bazgrania. Nie pojmował on, jak można było powoływać się na testament w rzeczach majoratu, i miał przekonanie, iż jeśliby się tu domagano od niego czegokolwiek, to jedynie od jego woli zależało zastosować się do tego lub nie.
Pismo i pieczęć ojca uznał baron, rzuciwszy na nie przelotne spojrzenie, potem zaś, gdy pisarz sądowy zabierał się do odczytania testamentu, patrzył obojętnie w okno, a oparłszy niedbale prawą rękę o krzesło, lewą położył na stole pokrytym zielonem suknem, i bębnił po nim palcami.
Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 01.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.