ku na swym talerzu i poprosił o nogę zwierzęcia, którą mu z uśmiechem przyniosła córeczka profesora.
W czasie obiadu dzieci bardzo przyjaznem okiem spoglądały na radcę. W chwilę potem zbliżyły się do niego z szacunkiem i zatrzymały się na parę kroków przed nim. Radca wyjął z kieszeni mały stalowy przyrząd pilniczy — i umieścił go na stole; wówczas zgromadzone kości brał po kolei — zaczął z nich robić — z nadzwyczajną zręcznością — małe pudełka, kulki, kręgle i inne zabawki, które dzieci przyjmowały z zachwytem. Po obiedzie, siostrzenica profesora rzekła do Crespela:
— Drogi radco, cóż słychać z naszą Antonią?
Crespel skrzywił się okropnie, i z jakimś ohydnym, prawdziwie dyabelskim uśmiechem rzekł głosem powolnym, miarowym, niemiłym:
— Nasza dobra Antonia!
Profesor pospiesznie się zbliżył i rzucił surowe spojrzenie na siostrzenicę, mówiąc w ten sposób, że dotknęła struny, niemile się odzywającej w sercu Crespela.
Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 01.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.