Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 01.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

czą jak opętani nad brzegiem przepaści. Walka natury ludzkiej z nieznanemi potęgami, co dążą ku jej unicestwieniu, ukazała się memu duchowi. Nakoniec burza cichnie, zasłona się podnosi.
Drżąc z zimna w swoim płaszczu, ze smutną twarzą, zbliża się Leporello, pośrodku nocy, przed pawilonem i szepce: Notte e giorno fatigar. — A, więc po włosku — tu, w Niemczech po włosku: ach, che piacere! Usłyszę więc wszystkie recytatywy, jak je wielki mistrz zrozumiał i nam pozostawił.
Don Juan wchodzi na scenę, a zanim dona Anna, trzymając winowajcę za płaszcz. Co za widok! Mogłaby być większą, smuklejszą, bardziej majestatyczną w ruchu; ale co za głowa! oczy, z których wybłyska niby snop iskier elektrycznych, niby ogień grecki, którego nic nie zdoła ugasić, gniew, miłość, nienawiść, rozpacz; warkocze włosów czarnych snują się po szyi. Biała suknia, osłania i zdradza jednocześnie wdzięki, których nigdy się nie ogląda bez niebezpieczeństwa. Serce jej, poruszone działaniem okrutnem, uderza gwałtownie. A teraz co za głos! Non sperar se non m’uccidi!