namiętną. „Należało — mówił jeden z gości — umieć się miarkować na scenie i nie wyrażać wzruszeń zbyt gwałtownie“. Czyniąc tę uwagę, krytyk wciągnął w nos niuch tabaki i z miną inteligentną i zadowoloną spojrzał na swego sąsiada, który oświadczył, że zresztą włoszka była śliczną kobietą, tylko bardzo niedbałą co do tualety, gdyż w czasie najważniejszej sceny, pukiel włosów osunął się jej na twarz. Inny zaczął po cichu nucić Fin ch’han dal vino, a pewna dama twierdziła, że Don Juan sam nie był zadowalający; zdawał się jej zbyt ponury i nie umiał nadać sobie miny lekkiej i filuternej. Zresztą chwalono bardzo wybuch ostateczny.
Znużony tą gadaniną, uciekłem do swego pokoju.
Ciasno mi tu było i niesłychanie gorąco. O północy zdało mi się, jakby ktoś poza dzwiczkami z obiciem, wymawiał moje imię. „Któż mi przeszkadza — mówiłem — raz jeszcze odwiedzić miejsce, w którem mi się zdarzyła ta szczególna przygoda?