Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

ły jego gniew spadł na Edmunda, któremu przypisywał wszystko co się stało. Albertyna jeszcze powiększyła jego irytacyę, oświadczając, że kocha młodego malarza nadewszystko i nie zgodzi się nigdy wyjść za mąż za pedanta Tussmana ani za nieznośnego barona.
Radca napisał do Edmunda list, w którym całą swoją żółć wytoczył i ostatecznie zakazał mu na zawsze przestępować próg swego domu.
Wieczorem Leonard, odwiedziwszy podług zwyczaju młodego artystę, znalazł go w niezmiernej rozpaczy.
— I cóż teraz — wołał Edmund — cóż mi z twej pomocy, cóż mi z tego, żeś oddalił mych współzawodników? Twoje sztuki magiczne rzuciły przestrach wszędzie i postawiłeś mi na drodze przeszkody nie do przebycia. Z sercem rozdartem opuszczę kraj, pojadę do Rzymu.
— A więc, — rzekł złotnik, działając w ten sposób uczynisz właśnie to, czego pragnąłeś. Przypomnij sobie, że gdyś mi poraz pierwszy mówił o swej miłości do Albertyny, powiedziałem ci, że, podług mnie, młody artysta powinien być zakochany, ale nie natychmiast myśleć o mał-