kretarzu tajny, oto koniec twój nadszedł, żaden Tomasius nic ci nie pomoże. Giń, dobry Tussmanie! Żegnaj, okrutna Albertyno! Nie zobaczysz już nigdy narzeczonego, któregoś odepchnęła tak bezlitośnie.
Rzucił się w stronę sadzawki, którą przy mdłym oświetleniu zmierzchu widział w pobliżu i zatrzymał się u brzegu. Myśl o bliskiej śmierci zapewne pomieszała mu rozsądek, gdyż zaczął śpiewać ten refren piosenki angielskiej: „Zielone są łąki, zielone są łąki!“ Potem rzucił w wodę Mądrość polityczną, Podręcznik dworski i Sztukę przedłużenia życia Hufelanda. Zamierzał teraz iść śladem swoich ukochanych książek, gdy poczuł, że go zatrzymuje naraz jakieś mocne ramię.
W tej samej chwili usłyszał głos przeklętego złotnika, który mówił:
— Tussmanie, co robisz? Proszę cię, nie oddawaj się tak swemu szaleństwu!
Sekretarz starał się użyć wszystkich sił, aby się wyrwać z ramion złotnika; mówił mu:
— Panie profesorze, jestem w ostatniej rozpaczy i wszystkie moje wahania się kończą. Proszę cię, profesorze, przebacz
Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.