Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

ści do skołatanej głowy. Jakiemiż słowy zdać ci sprawę z tego, co mi się w tych dniach zdarzyło? Umiem wiele wymóc na sobie, ale na samą myśl o tem, co ci mam opowiedzieć, słyszę we własnej duszy śmiech gorzki i szalony. O mój drogi Lotarze, jak ci tu dać pojąć całą okropność tego wydarzenia? Gdybyś przynajmniej sam na to patrzył, nie zadałbyś mi fałszu w oczy; ale zdaleka wziąć mnie możesz za jasnowidza i szaleńca. Jednem słowem, wypadek, z którego wpływem złowróżbnym dotąd się jeszcze daremnie mocuję, jest poprostu następujący:
Dni temu kilka (stało się to 30 października), około południa, wszedł do mnie pewien optyk wędrowny, częstując mnie przedmiotami swojej sztuki. Nie kupiłem nic, i zagroziłem mu nawet, że go wypchnę za drzwi. Na te słowa, wyniósł się z dobrej woli.
Zgadujesz, że tylko pewne okoliczności, ściśle związane z mojem życiem, mogą nadać niejakie znaczenie temu, tak z siebie powszedniemu wypadkowi, dowiesz się zaś niebawem, ile zgubnego wpływu wywiera na mnie osoba owego przeklętego włóczęgi. Potrzebuję niemało sił i władzy nad