Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

ła mi osobny pokoik niedaleko. Zawsze o dziewiątej, tak jak i wprzódy, ile razy dały się słyszeć kroki nieznajomego na schodach, trzeba się było wynosić co najprędzej. Z izdebki mojej słychać było, jak wchodził do pokoju ojca i wkrótce dolatywała mię woń jakichś gęstych wyziewów, którymi niebawem wypełniał się dom cały. Wtedy budziłem w sobie odwagę, którą i tak już coraz więcej podsycała żądza dowiedzenia się jakim bądź kosztem, kto to jest ten człowiek z piasku. Niekiedy po wyjściu z matką, zakradałem się w korytarzu; zawsze jednak bezskutecznie. Człowiek z piasku był już zawsze u mego ojca, zanim zdążyłem stanąć na miejscu. Wreszcie, nie mogąc sobie dać już rady, wymyśliłem skryć się w pokoju ojca.
Pewnego wieczora, milczenie ojca i smutek matki zapowiedziały mi znowu odwiedziny człowieka z piasku. Udawszy zmęczenie, wymknąłem się przed dziewiątą i zakradłem się w kącie tuż przy drzwiach. Jedną razą zaskrzypiały drzwi od ulicy, i ktoś zaczął powoli, ciężkim krokiem, iść po schodach. Podczas kiedy matka odchodziła z dziećmi młodszemi, ja ostrożnie