Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwi otworzywszy, wśliznąłem się nazad do pokoju. Ojciec siedział jak wprzódy, tyłem ku drzwiom, milczący, nieruchomy, zadumany. Przekonawszy się, że nie wie o niczem, schowałem się pomiędzy firankę i szafę od sukien, kroki zbliżały się ciągle. Idący pokaszliwał, chrząkał, szedł bardzo powoli, zdawało się, że nigdy nie nadejdzie. Umierałem ze strachu i niecierpliwości.
Wreszcie usłyszałem kroki już w korytarzu. Po chwili, silnie uderzono w klamkę i drzwi się otworzyły z trzaskiem. Zebrałem całą przytomność, i wytknąłem głowę, jak mogłem najostrożniej. Otóż i człowiek z piasku stoi na środku pokoju, blask świec w twarz mu uderzył. Cóż widzę! człowiek z piasku, ów straszny człowiek z piasku, toż to nie kto inny, tylko stary adwokat Koppelius, często na objad do nas przychodzący.
A jednak, najbardziej przerażająca postać nietyle mnie trwożyła, co ten przeklęty Koppelius. Wystaw sobie niewielkiego człowieka z szerokiemi ramionami, ogromną głową, twarzą żółtą, jakby z piasku, krogulczym nosem, oraz gęstemi, szaremi brwiami, pod któremi błyszczały zie-