Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

Nathanael zapłacił skwapliwie.
— Nieprawda? piękne szkiełka, śliczne szkiełka? — mówił Coppola ochrypłym głosem, uśmiechając się szyderczo.
— Piękne, piękne, — rzekł mu na to Nathanael, opryskliwie. No, już idź sobie, bywaj zdrów przyjacielu.
Coppola idąc po schodach, zdawał się dusić od śmiechu.
— Wyraźnie drwi ze mnie, — pomyślał Nathanael; sądzi pewnie, że przepłaciłem lornetkę; oszalał! przepłacić podobną lornetkę? Ale może ją i przepłaciłem?
Kiedy to mówił, zdało mu się słyszeć westchnienie jakieś w pokoju. Dreszcz go przebiegł i włosy wstały na głowie, ale niebawem przekonał się, że to on sam westchnął.
— Ma słuszność Klara, — rzekł do siebie, — cierpię rzeczywiście chorobliwe przywidzenia. Czyż istotnie może mi co tak dalece zależeć na tem: czy tę lornetkę przepłaciłem, czy też kupiłem tanio? Dlaczego mi myśl o tem nie daje spokojności? pojąć tego nie mogę.
Siadł kończyć list do Klary, ale, spojrzawszy przypadkiem w okno Olympii, uczuł się zmuszonym porwać znowu lor-