Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

Lotar przelatywał po dziesięć schodów na raz. Drzwi wychodzące na ganek znalazł również zamknięte. Rozpacz dodała mu sił olbrzymich. Drzwi zgrzytnęły tylko i puściły, wywalając się z trzaskiem. Już też i czas był wielki, Klara bowiem przerzucona przez balustradę wisiała w powietrzu, trzymając się już tylko jedną ręką. W oka mgnieniu porwał ją Lotar, wciągnął napowrót, i w tejże chwili dał tak silny raz pięścią w twarz szaleńca, że ten, rażony jak gromem, natychmiast puścił swą ofiarę.
Podczas kiedy Lotar zbiegał ze schodów, unosząc zemdloną siostrę, Nathanael jak opętany latał wokoło galeryi, robiąc skoki najdziwniejsze, i wrzeszcząc wniebogłosy:
— Kręć się płomieniste koło, hejha! hop-sasa! gwijunun!
Mnóstwo ludzi zbiegło się na rynek, nie wiedząc, co to wszystko znaczy. Pośród nich zauważono niejakiego Koppeliusa, adwokata świeżo przybyłego do miasta. Chciano biedz na ratunek szaleńcowi, ale adwokat rzekł z uśmiechem:
— Ech, nie róbcie tego; zaczekajcie