gustownych wzorów. Wszystko ładne i przyzwoite: ale co widzę! panienka nosi białe jedwabne trzewiki. Wyranżerowane pantofelki balowe na targu! Wogóle im bardziej się przyglądam tej pannie, tem bardziej mię uderza w niej pewna osobliwość, której nie mogę określić słowami. Prawda, bardzo gorliwie czyni swe zakupy, wybiera a wybiera, targuje się a targuje, gada, macha rękami, wszystko z najżywszem natężeniem; mnie się jednak coś tak zdaje, jakoby ona chciała tu coś więcej nabyć niż prowiant gospodarski.
On. Brawo, brawo, kuzynie! Wzrok twój zaostrza się jak widzę. Uważ, mój kochany, że pomimo bardzo modny kostyum, nie bacząc na trzpiotowatość całej osoby, już te białe jedwabne trzewiki na jarmarku, zdradzają tajemnicę, że mała jest z baletu albo wogóle należy do teatru. Czego ona jeszcze pragnie, może to się da rozwiązać bez trudu — ha, udało się! Patrzno, drogi kuzynie, nieco na prawo w ulicę do góry i powiedz mi, kogoż tam widzisz przed hotelem, gdzie jest dość odludno.
Ja. Widzę tam wysokiego, smukłego młodzieńca w żółtej, krótko skrojonej
Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.