Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

Ja. Precz mi z tym wstrętnym człowiekiem.
On. Dla czego wstrętnym? I takie maszkary powinny być na świecie, mówi pewien bardzo doświadczony człowiek — i ma racyę, ponieważ rozmaitość nigdy nie może być dość rozmaita. Ale jeżeli ci się ten człowiek tak bardzo niepodoba, to mogę ci jeszcze o tem, czem on jest, co robi i czem się trudni, inną postawić hypotezę. Czterej Francuzi, prawie sami paryżanie: nauczyciel języka francuskiego, nauczyciel fechtunku, nauczyciel tańca i pasztetnik — przybyli w latach młodocianych razem do Berlina, i znaleźli tu obfity zarobek, jak to niegdyś, (przy schyłku minionego wieku) — nieraz się zdarzało. Od chwili, gdy ich połączył dyliżans, zawarli najściślejszą przyjaźń, byli jednem sercem i jedną duszą, i co wieczora po ukończeniu pracy, przepędzali razem czas przy skromnej kolacyi i na ożywionej iście po francusku rozmowie. Nogi tancmistrza zwolna zesztywniały, ramiona fechtmistrza z biegiem lat osłabły, nauczyciela języka przewyższyli jego rywale sławą swej najnowszej pronuncyacyi paryskiej, a chytre