Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

wabne. Cóż to zmusiło elegancką, zapewne na śniadanie zaproszoną damę, by się przeciskać przez ciżbę na targu? Ale jakto — i ona robi zakupy? Stoi cicho i daje znak starej, brudnej, łachmanami przyodzianej babie, która idzie za nią, żywy obraz nędzy w mętach ludu; nieszczęsna dźwiga w ręku półzłamany kosz i, półkulejąc, idzie za nią z trudem. Wystrojona dama zatrzymuje się na rogu budynku teatralnego, by oślepłemu landwerzyście, który pod ścianą stoi pochylony, dać jałmużnę. Z trudem zdejmuje rękawiczkę z prawej ręki — o nieba! jakaż się ukazuje czerwona od krwi, i przytem po męsku niemal zbudowana pięść! Nie długo szuka i wybiera: szybko daje do ręki ślepemu sztukę monety, szybko biegnie na sam środek ul. Karolińskiej i dopiero teraz zaczyna stąpać majestatycznym krokiem promenadowym — i, nie troszcząc się już o swoją towarzyszkę w łachmanach, z ulicy Karolińskiej wchodzi pod Lipy.
On. Baba teraz, dla odpoczynku, postawiła kosz na ziemi — i teraz możesz od jednego rzutu oka przejrzeć cały zakup eleganckiej damy.