na nowo wpadała w najdziwaczniejsze paroksyzmy. Pewna szczególna okoliczność zmieniła nagle położenie rzeczy.
Jadwiga miała lalkę przybraną w strój ułański, jak jej ukochany. Hrabianka nadawała ułanowi najtkliwsze imiona, aż pewnego dnia rzuciła go w ogień, gdyż lalka nie chciała śpiewać piosenki:
Podróż twoja nam niemiła,
Milsza przyjaźń w kraju była![1] i t. d.
Wykonawszy to, chciała wrócić do swego pokoju, gdy usłyszała, że ktoś głośnym krokiem szedł za nią. Odwróciła się i ujrzała oficera w mundurze gwardyi francuskiej, z ręką na temblaku. Rzuca się ku niemu i woła:
— Stanisławie! mój Stanisławie! — poczem upadła zemdlona na jego ramię.
Oficer, zdumiony, niemałą miał trudność w jej podtrzymywaniu, ile że jednem tylko władał ramieniem, a Jadwiga była rosła i ciężka. Przycisnął ją do serca — a czując, jak gwałtownie uderza serce młodej dziewczyny, wyznać musiał, że jest to jedna z najpiękniejszych przygód jego życia.
- ↑ W oryginale po polsku.