Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— mówi ten uczony autor, w rozdziale V swego dzieła — tak używać żartu, jak kucharz soli, lub by powiedzieć lepiej, jak się używa broni nie dla ataku, lecz dla obrony.
— Widzę, — rzekł złotnik — że nie można cię zwalczyć: jesteś przygotowany na wszelki przypadek i założyłbym się, że dzięki swemu postępowaniu, już zdobyłeś sobie miłość wybranej damy.
— Staram się — rzekł Tussman — zdobyć ją sobie drogą uprzejmości i szacunku, gdyż jest to najnaturalniejsza oznaka miłości. Lecz nie posuwam szacunku zbyt daleko, przekonany, jak to naucza Tomasius, że kobieta nie jest ani szatanem, ani też aniołem, ale prostem stworzeniem ludzkiem, kruchszem od nas co do ciała i ducha.
— Bodajeś miał zły rok! — krzyknął stary żyd rozgniewany. — Cóż ty tu pleciesz bez końca i bez sensu, i burzysz mi spokój, którego tu oczekiwałem, dokonawszy swego opus magnum.
— Milcz, starcze! — zawołał złotnik podniesiony głosem. — Bądź kontent, że ci tu pozwalają siedzieć, bo przy swojej brutalności, jesteś niemiłym gościem, któ-